wtorek, 21 maja 2013

Igła cz. I




Zycie jest jak medal, ma dwie strony.
Osobom które kochamy pokazujemy tą szczęśliwą, wrażliwą,
Jednak dla nieznanych osób, stajemy się uosobieniem sukowatości, zła i wszelkiego Armagedonu.
Ale czy tylko dla nieznajomych ?

Mam na imię Iwona, mam dwoje dzieci a to będzie historia mojego z pozoru szczęśliwego małżeństwa z pierwszym libero polskiej reprezentacji…

Siedzę sama w domu, Krzysiek jak zwykle na treningu, który wbrew pozorom skończył się jakieś 2-3 godziny temu, Dominika już dawno drzemie w swojej księżniczkowej krainie, Sebastian, doczytuje ostatnie strony komiksu… a ja siedzę w salonie z kieliszkiem pół wytrawnego, różowego Carlo Rossi.
Przypatruję się zdjęciom, pamiątkom, które Krzysiek zbiera z każdego wyjazdu zagracając jednocześnie półki w salonie.
Słyszę ciche ‘Dobranoc mamusiu’ od Sebastiana, odstawiam lampkę na stolik i zbieram się po schodach do synka. Siadam koło niego na łóżku, odgarniam niesforną grzywkę, przejeżdżam dłonią po jego chłopięcej twarzy, całuję czoło, okrywam go kołdrą i zamykam cicho drzwi.
Schodzę do pokoju, gdzie siedziałam,  dopiłam wino i odstawiłam kieliszek ponownie na stolik.
Oparłam nogi na puchowym dywanie i wyciągnęłam się z rozkoszą.
Usłyszałam śmiech męża przed drzwiami, po chwili usłyszałam jak wchodzi do domu.
-Co się tak patrzysz?- warknął na mnie, niczym rasowy kundel, standardowe powitanie
-Jest coś do jedzenia?
-Było trzy godziny temu.
Chwilę później pożałowałam swojego ciętego języka. Jednym krokiem znalazł się tuż obok mnie, ścisnął mocno za ramię i gdy syknęłam z bólu, uśmiechnął się w jego chamski sposób
-Ja zarabiam, ja pracuję, ty jesteś zwykłą kobietą, moją żoną, matką moich dzieci. Więc gdy się pytam, czy jest coś do jedzenia, zapierdalasz do kuchni i przygotowujesz coś z niczego, rozumiemy się?- Pchnął moje zesztywniałe ciało na sofę, zaczęłam się trząść ze strachu, ostatnio robi się coraz bardziej śmielszy.
Nic nie mówiąc podniosłam się z kanapy, weszłam do kuchni, przygotowałam kilka kanapek, położyłam przed nim i poszłam na górę, rozłożyłam sobie fotel w pokoju chrapiącej cichutko Dominiki, przebrałam się w piżamę, wzięłam szlafrok i kapcie.
A Krzysiek siedział i jadł. Muszę się zastanowić, czego chcę od życia. Pomyślałam patrząc na tworzącego się siniaka.

Wstałam wcześnie rano, przygotowałam dzieciom śniadanie, ku zdziwieniu samej sobie, zrobiłam również Krzyśkowi.
Weszłam cichutko do pokoju Sebastiana, pogłaskałam go po głowie, a gdy leniwie otworzył oczy ucałowałam w policzek
-Leć się myć synku, śniadanie na stole.
Wygramolił się z łóżka i idąc jak na ścięcie poszurał do łazienki.
Zaścieliłam jego łóżko, odsłoniłam rolety, wpuściłam trochę wiosennego powietrza do pokoju.
Następnie skierowałam się do mojej księżniczki, zaścieliłam fotel, na którym dziś spałam, żeby nie było nieprzyjemnych pytań,  i zaczęłam łaskotać wystające stópki Dominiki.
-Mamusiu, już, już wstaję- ze śmiechem puściłam jej nóżkę i pozwoliłam zerwać się z łóżka, ona w przeciwieństwie do Sebastiana, wstała rześka niczym ptaszek, pełna energii, ucałowała mnie soczyście w policzek i pobiegła w stronę sypialni gdzie spał Krzysiek
-Dominika! Nie budź taty- krzyknęłam przerażonym szeptem.
Jednak ona mnie nie słuchała. Wskoczyła na łóżko gdzie leżał rozwalony Igła. Zaczęła drapać go po plecach przykrótkimi paznokciami
-Mmm… Ola… mmm
Stanęłam w pół kroku, w oczach zalęgły się łzy, tak długo odpychana od siebie możliwość, spadła mi niczym młot na głowę.
-Tatusiu, to ja! Nika! – ucałowała go w policzek i zeskoczyła z łóżka i pobiegła w stronę toalety.,
Do Krzyśka chyba dotarło jaką wpadkę zaliczył, spojrzał na mnie jakby przerażonym wzrokiem, ale kiedy dostrzegł łzy w oczach uśmiechnął się perfidnie
-Myślałaś że będziesz jedyna? Proszę cię. –wstał wyciągając się szeroko- Ha! Dobre sobie.
Czując spływające łzy po policzkach, podeszłam do komody gdzie stało nasze zdjęcie.
Zrzuciłam je z głośnym hukiem
-Ignaczak jesteś ohydnym skurwysynem!
Wbiegłam do pokoju Dominiki, wyciągnęłam kilka najpotrzebniejszych ciuchów, zeszyciki, książki.
To samo zrobiłam z rzeczami Sebastiana.
Dzieci siedziały w kuchni przerażone krzykiem i hałasem z naszej sypialni, złapałam je za ręce
-Co powiecie na wakacje?
-taaaaak!
-To zbierać się i jedziemy nad morze. Tylko nie żegnać mi się z tatą. Napiszemy mu kartkę, będzie miał niespodziankę co ?
Nienawidzę cię, jesteś nikim.
Odchodzę, dzieci są ze mną.
Iwona.
Pod moim podpisem zawidniał krzywy podpis Sebastiana i odciśnięte wcześniej umalowane moim brązowym błyszczykiem usta Dominiki.
Złapałam klucze, laptopa, dokumenty w rękę, w drugą torebkę, dzieciaki nałożyły plecaczki na plecy i nucąc wesołe melodie wyszliśmy z domu.
Zamknęłam drzwi, co aby się nie zorientował i wsiedliśmy do mojego auta.
Po 15 minutach telefon zaczął żyć swoim życiem, Krzysiek, mama, Nowakowski?
Zajechałam na stację benzynową, kupiłam starter uprzednio zapisując najważniejsze numery na kartce i wymieniłam karty.
Starą, ze względu na informacje wrzuciłam do portfela.
Czuję, że nie będę żałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz